
No to - Norwegia
Przylecieliśmy. Pierwsze wrażenie - hmm. Żadne? Tak po prawdzie pierwsze godziny norweskiego naszego bycia niczym szczególnym się nie wyróżniały, ot - dookoła pola, drogi, rzadko rozrzucone domy. No po prostu - Polska. Gdbyby nie te 2 godizny lotu pomyślałbym, że wysiadłem gdzieś pod Krakowem. Ale szybko wyprowadzilismy się z błędu. Wyprowadzenie pierwsze - kierowcy, którzy za nic nie chcieli nas zabrać na stopa z drogi. Wyprowadzenie drugie - ceny na pobliskiej stacji benzynowej. Trzecie - czysto tu, cholera. No i wreszcie czwarte - to moje 'Hello, we're trying to get to...', które nieodmiennie przykleiło mi się do gęby na następne 10 dni. Było warto?
Szczęście
Że stopem po Norwegii nie będzie łatwo to było wiadome. Ale żeby aż tak?;) Podstawowy pech nasz wynikał z tego, że główny ruch uliczny w Norwegii odbywał się po drogach 'E', czyli po polsku - autostradach. I wierzcie mi, choć w Polsce karkołomne łapania na A-czwórce to jeszcze jakoś uchodzą, o tyle w połączeniu z gigantyczną niechęcią Norwegów do brania pasażerów na gapę, autostrady stały się dla nas punktami nie do przejścia. Jedynie szczęście nas uratowało, a dokładnie Norweg, który widząc nasze nieudane podchody do samochodów tankujących na stacji benzynowej przy E18 podszedł i zaproponował podwiezienie do Drammen (pod Oslo). Dzięki niemu wydostaliśmy się z południowej Norwegii i z okolic lotniska Torp (kto nazwał je Oslo-Torp to nie wiem, ale ten myślnik przed Oslo to nie mniej, nie więcej jak 70 km, bagatela). Młodzieniec przeporwadził oczywiście kurtuazyjną rozmowę (w płynnym angielskim, którego znajomość cechuje chyba większość Skandynawów), a najważniejsze elementy tej rozmowy powtarzały się ZAWSZE w późniejszych naszych podwózkach (money, roads, prises, you are from...?, you do...?, all the way by hitch-hiking?, is it easy?, do you like Norway?). Powoli zaczynałem traktować to jako modlitwę nastepującą po 'Hello, we're trying to get to...').
Fiordy...
Oficjalnie stwierdzam - nic, co znaleźć można w przewodnikach i internecie na temat Norwegii nie jest przereklamowane i przesadzone. Jest to kraj piękny, monumentalny, dziewiczy, raj dla miłośników gór, przestrzeni, wody. Pierwsze fiordy (słodkowodne) napotkaliśmy już drugiego dnia i oparcie się pragnieniu przenocowania nad nimi (nad nim ;)) było zbyt silne, tym bardziej, że zgodnie z norweskim prawem ma się prawo nocować w namiocie gdziekolwiek (poza terenem prywatnym ;)). Szybko też (w obliczu kurczących się zapasów wody z PL i cen wody w NO - około 7-8 zł/litr) przerzucilismy się na wodę fiordziastą tudzież strumieniastą. Była naprawdę bardzo czysta a nocleg nad każdym jeziorem nieodmiennie wiązał się z oglądaniem wyskakujących nad wodę pstrągów. Niemal każdą noc spędziliśmy nad jeziorem - kilka górskich natomiast nad strumieniem (mówienie noc jest swego rodzaju przesadą; o ile na południu Norwegii mieliśmy jako taki 'ćmok' w okolicah północy, o tyle dalej w kierunku geograficznej literki N ciemność zniknęła zupełnie. W krainie Fjordane po prostu nocy nie było i choć słońce znikało za horyzontem, półmrok był jedynie symboliczny, jak w Polsce w pochmurny dzień. Żeganaj spanie ;). Jeżeli zaś chodzi o noce górskie...
...i góry
W Norwegii przebiega najwyższe pasmo Gór Skandynawskich z ich kulminacją - Galhopiggen (około 2400 m n.p.m.) Jak widać - choć wysokością nie porażają, są naprawdę jedyne w swoim rodzaju. Zaokrąglone krawędzie, będące świadectwem przejścia tysięcy ton lodowca, tylko potęgują wrażenie ogromu. Nic dziwneg, że ich najwyższe pasmo, w które się udaliśmy, zostało nazwane Domem Olbrzymów (Jotunheimen). Przez dwa dni podziwialiśmy niesamowite piękno tych gór i ich dyskretny urok. I choć gór w swoim życiu widziałem już wiele - te ponownie mnie zaskoczyły. Nie powiem, żeby było piękniejsze od ukochanych Tatr, Gorców czy Bieszczad, ale na pewno były jedyne w swoim rodzaju. Sypanienie u ich podnóża było niesamowitym przeżyciem ;). Zwłaszcza biorąc pod uwagę bezludność krainy oraz niezwykłe piękno i wyjątkowość tamtejszej przyrody, która sprawiała, że czuliśmy się tam jak w arktycznej tundrze. Arktyczność potęgowała uroczo niska temperatura, nocą poniżej zera (namiot uroczo przymarzał do owej uroczo tundrowej roslinności), w dzień zaś około 10. Śnieg w tych górach generalnie nie topnieje w całości nigdy - skąd inąd zresztą miałyby wziąć się największe na kontynencie lodowce...
Łamanie stereotypów
Gdy jeżdzisz stopem szybko wyrabiasz sobie zdanie - kto bierze a kto nie. Po kilku dniach w Norwegii niemal na sto procent byliśmy pewni jednego: nie biorą i) rodziny z dziećmi, ii) kobiety, iii) stare zgredy z kącikami ust przyrośniętymi do ramion, iv) kierowcy wypaśnych jeepów i v) tandetne blondynki w ciemnych okularach. Jakież było nasze zdziwienie, gdy do auta wziął nas i) ojciec jadący z dwójką dzieci, potem ii) matka z córką, potem dwie kobiety, w tym v) jedna (córka) - klasycznie zblondziona, i w dodatku w czarnych okularach ;) - a na koniec iv) podstarzały gość w jeepie. I tylko starsze, zasuszone pary pozostały w naszym mniemaniu niereformowalnymi wrogami autostopowej eskapady i nic chyba nie odklei im od twarzy tej odwróconej podkowy antyuśmiechu. Przykre jest jedynie to, że nie wszyscy kierowcy nie biorący pasażerów 'z drogi' zachowywali się 'fair' - niestety, dość niefajne gesty w naszą stronę się zdażały, co troszkę studziło nasz podziw do otwartości i wyjątkowości 'ludzi z północy'.
Cliwo
Tomek, który ze mną przemierzał Norweskie drogi (i bezdroża ;)) użył tego słowa na określenie miejsca, w którym za żadne skarby nie chciał się rozbić. Cliwo (w wersji 'wieś tańczy i śpiewa' podobno jest raczej 'cliwło') = złowrogo, niefajnie, mroczno, przytłaczająco... coś jeszcze? Szybko się na szczęście przekonaliśmy, że jak cliwo by nie było - istnieje graniczna porcja kilometrów w stopach, które każde cliwo zamienia w super miejsce na namiot (w czasie tego wyjazdu - około 20 ;D). Cliwo dołącza więc do długiej listy regionalizmów z duszą ;) (wśród których są takie perełki jak cykusia, płoscyca albo aszenbesier).
Warto?
Warto. Choć Norwegia jest CHOLERNIE droga to przy odrobinie samozaparcia (czytaj - noszenia Polskiego żarcia na grzbiecie) i rezygnacji z transportu publicznego, na rzecz autostopa oczywiście ;), można Norge zwiedzić tanio i przyjemnie. Oczywiście w cenę wliczone są takie atrakcje jak bycie uwięzionym przez deszcz nad brzegiem fiordu przez cały dzień, przejażdżka super dżipozyną z nawigacją satelitarną czy wyprawa w góry z oblechem z opuszczonymi do półdupy spodniami. Plus 'rosół z kury' Knorra do zrzygania, Rubus chamemorus jak trawa i wodospady w ilościach litrowych. Norwegia - polecam! :)
Trasa (krainy w []):
[Telemark]Torp-Drammen-Jevnaker-Dokka-[Oppland]Bagn-Fagernes-[Fjordane i Jotunheimen]Bessheim-Vågåvatnet-Bessheim-Beitostølen-[Oppland]Fagernes-Hønefoss-Randsafjorden-Sundvollen-[Telemark]Drammen-Torp

0 komentarzy:
Post a Comment