Majonez kojarzy mi się z wieloma rzeczami. Np. majonez mamy Asi. Kojarzy mi się z Asią. Z niezliczonymi nocami na 3 roku, kiedy człowiek próbował sobie udowodnić, że spanie - to wymysł wygodnickich. A 24 godziny doby to tylko taka czysta konieczność. 3 rok studiów pozostanie dla mnie na zawsze rokiem sennych, jakby przydymionych nocy na ulicy Bodziszkowej, tuż za psychodelicznym Parkiem Decjusza, nocy spędzonych czasem nad dziwnym filmem, czasem nad dobrą wódką - a czasem nad budyniem. Nigdy już później tak jak na 3 roku studiów moje grono przyjaciół nie była tak przytulnie małe (nie powiem, że duże to źle, kocham wszystkich tych, którzy są wokół i dla mnie, dla których nie jestem po prostu cieniem albo przechodzącym na szczudłach życiem, do którego nie warto się wtrącać; uwielbiam ICH wszystkich - ale to nie o to chodzi...) Na samą myśl o tym 3 roku - roku, gdy była jedna z najwspanialszych 'Ochotnic' w moim życiu, rok kiedy w ogóle Ochotnica stała się symbolem: raju, spokokju, magii, ciepła, drewna zamykającego w swoim uścisku tak, że nie boisz się zostawić za sobą zwariowany świat. 3 rok był rokiem Oka - gdzie poznałem kolejną mase wspaniałych ludzi. Rokiem pamiętnej sesji z fizjologią, ewolucjonizmem i mikrobiologią. Rokiem z Eszewerią i Potempą w jej środku, i z głupimi zdjęciami kórych Potempa potem nie pokazał na wykładzie - a groził. Rokiem - rokiem Asi, Michała i reszty.
Dla kogoś, kto nie był studentem - zapinającym na ostatni guzik swoje własne miasto przed wyjazem na studia - to co piszę, pewnie nie będzie miało absolutnie żadnego znaczenia i sensu. Bo większość ludzi kończy życie raz. Konwencjonalnie, umierając. A student kończy dwa razy. I pierwszy raz wcale nie jest łatwiejszy albo prostszy. Bo zostawia się za sobą całą 'Tą Jazdę'. Ludzi. Miejsca. Młody mózg jeszcze nawet nie nadżarty sklerozą wrzeszczy, dławi się jazgotem własnych zagonionych w kąt myśli. Bo zamyka mu się przed szklaną ścianą oczu cały (absolutnie i po kawałku, w każdym tego słowa znaczeniu) świat. Głupi student traktuje studia jako - zaraz zaraz, etap przejściowy. Mądry - wie, że nie wróci. Bo i dokąd?
Z tym kojarzy mi się majonez. Dużo, nie? Cholernie dużo strasznie dziwnych emocji, takich, że nawet nie ma słów by je jakoś normalnie nazwać i określić i nadać im ten zgrabny, semantyczny ton, w który tak chętnie wtłaczamy absolutnie wszystko. Ale idźmy dalej - przecież rok 3 nie był pierwszym...
Początek studiów - to jest tak niesamowita eksplozja skojarzeń, że chyba nawet u szczytu swojego pisarskiego zapału nie byłbym w stanie jej tutaj upchnąć, nie mówiąc już o gramatycznej poprawności oraz (jak ja lubie te słowa) polocie i stylistyce. Wieczory na 1 roku były ciepłe. Kolorystycznie określałoby się je jako 'ciepły-wygodny-bezpieczny-beż' - bo, choć wydaje się to niesamowite, taki kolor miała boazeria, sufit - ba! cały świat w domu, który zamieszkiwałem z Michałem (moim współlokatorem na następne 3 lata) oraz Dominikiem, Elizą, Magdą i Michałem (drugim). Pierwszy rok to były ostrożne powroty po wieczornych zajęciach, to był zachwyt nad Błoniami nocą (stamtąd widać obydwa Kopce!), to były - ćwiczenia z chemii i ciepła pani Kawałek, to były wykłady z organiki i basowa Rys, to była botanika o morderczo wczesnej porze, na magicznej Grodzkiej, ze wszystkimi 'jeźli', sussspensor', 'chromozom' i 'funnniculussss' pani Izmaiłow, niesamowicie mrówczej pani o wzroku pajączka, skrytym za szkłami budzących szacunek okularów. To była pani Halina i jej wiecznie trzęsący się, załzawiony głos. I terenówki z botaniki spędzone w absolutnej, niemal nabożnej pustce mieszkania. Z Babią Górą, wyrypem pod Kudłoń i setkami gazet.
Był rok drugi. Spędzony w błocie Ruczaju. Na zapomnianej ulicy o zapomnianej nazwie. Z histeryczką Marzeną, która rzuciła studia przed pierwszą sesją - i spokojną jak grnatiowy blok Beatą - fanką ziołowych uspokajaczy. Z imprezą, której nie zapomnę - tuż przed terenówkami z bezkręgów. Ochotnica - po raz pierwszy moja - stała się wtedy moją na zawsze. Na przemian wilgotna i pachnąca ziołami, co chwila to mglista to spalona gęstym ukropem górskiego lata - wryła się we mnie na bardzo słuszne 'zawsze'.
I był - rok trzeci. Nieuchronnie nadchodzący po drugim. Był - najspanialszy. Gdy patrzę wstecz teraz, po 3 latach, po doświadczeniach, o których nawet bym nie śmiał marzyć w te mroczne noce trzecioroczne - wydaje mi się jakby był rokiem magicznym. Jakby - wyjętym z mojego zyciorysu, wyjętym z ram tego świata. To na trzecim roku leżeliśmy z Asią na asfalcie, na karimacie. Pod lipą i świerkiem, a oszronionej drodze. To na trzecim w błękitnej jak prywatne niebo kuchni w ścianie terkotała na rowerze nieodryta nigdy 'babcia'. A pod kaloryferem się działy cuda - jak np. pieczarki wyrastające na kawałku pieczarkowego świata.
Rok trzeci - płakać się chce na samą o nim myśl. O cieple i radości. I niepewności i nieprzespanych nocach, nocach - gdy zamiast kawy używało się świeżego imbiru. Nocach - i dniach - gdy rezygnowało się z absolutnie wszystkiej nadziei, byleby tylko o zdrowych zmysłach i obronną ręką wybrnąć z sesji.
Strasznie długi wyszedł ten post. Prawie jak wstęp do powieści. Albo może nie powieści - ale na pewno czegoś dłuższego i bardzo prywatnego. Ciekawe, czy powinienem takie coś pisać. Napisać. Dać do przeczytania komuś. Ludziom? Stworkom z trzeciego roku - którzy są ciągle obok - ale już nie sobą. A raczej sobą, tak samo kochani i swoi - a jednak inni.
Czy w ogóle warto pisać? To, co tutaj napisałem - jeśli w ogóle dpoczytałeś/aś do końca - pewnie brzmi jak bełkot. Nie warty w sumie większej niż minuta ilości czasu.
Moje studia to coś - o czym się nie zapomni. Zawsze będą w sercu, myślach, w emocjach i w czasie niektórych nocy - gdy człowiek kładzie się spać, wspomina i myśli - bardzo, bardzo pragnie, żeby ten czas wrócił. Zadziwiająca rzecz - czas. Pewien specjalny, jeden. Odrębny świat. Ze swoimi aktorami i swoimi historiami. I swoimi radościami, z którymi czasem (sic!) przychodzi nam skrzyżować swoje drogi.
Bądźcie - Aktorzy Trzeciego Roku... Bądź - chociaż pamięci.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
2 komentarzy:
Czy warto pisać? Jeżeli dalsza część powieści lub czegokolwiek do czego miałaby być to wstęp to pisać. Czytało się świetnie, aż chciałoby się samemu zobaczyć pieczarki pod kaloryferem :)
:) dzięki :)
Post a Comment