
Jutro - w środę - uruchomiony zostanie LHC - Large Hadron Collider, największy obecnie akcelerator na świecie. Zastanówmy się nad jutrzejszym porankiem.
Koniec świata w środę - czyli miniatura o nie pójściu do pracy
Otwieram oczy i spoglądam przez okno mojego krakowskiego mieszkania. Nad południowym horyzontem rośnie feeria kolorowych łuków i tęczy. To LHC. Powstała w nim czarna dziura zaczyna właśnie wchłaniać ziemię. Szarpane pazurem grwitacyjnego kolapsu światło eksploduje pióropuszami wyginanych na wszystkie strony długości światła. Po chwili nad południem zapanowywuje ciemność a wokół jej rosnącego bąbla drgają strzępy zagubionych obrazów, jakby mgnienia nieporuszonych zdjęć z życia świata. To promieniowanie zakrzywione przez rosnącego giganta bez ciała i bez duszy. Ziemia drży. Ale to nie trzęsienie ziemi. Siły pływowe powoli miażdżą i spłaszczają każdy kamień, budynek, człowieka. Powoli wszystko zamienia się w niewielki dysk akrecyjny wirujący wokół potwora zakorzenionego kilkaset metrów pod genewską ziemią. I choć rozciąga się to umieranie w nieskończoność (wcale nie z powodu relatywistycznej czkawki czasu) w końcu grzmoty grwitacyjnego piekła docierają i do mnie, miażdżąc arterie, rozrywając oczy, siekając na atomy mózg i wspomnienia i ból i nagłe olśnienie że...
..
No właśnie. Mam nadzieję że w LHC żadna mordercza czarna dziura nie powstanie (choć, jak mówią fizycy - może). Jeśli zaś obudzicie się a nad południowym horyzontem zobaczycie rosnącą tęczę o bajecznych rozmiarach - nie panikujcie. To tylko koniec świata.
0 komentarzy:
Post a Comment