Saturday, September 20, 2008

Wyrzucamy (?)

Ostatnio zaskoczył mnie pewien mail - zawierał bowiem dość intrygujące stwierdzenie. Otóż autor pisze o konferencji (naukowej), w której tytule pojawia się wyrażenie "Jak wyrzucić Boga z nauki ? [...]" Zszokowało mnie to troszkę - bo o ile perełki takie jak "Bóg urojony" czy wojujące zastępy anty-Bożej Armii Pseudo-Naukowców nie są dla już niczym niezwykłym (ot, chyba produkt statystycznego szumu i umiejętnego wzmacniania jego niektórych wahnięć; wybaczcie, ale nie potrafię za konstruktywną krytykę i zdrową polemikę uznać wypisywanych przez Dawkinsa w jego słynnej książce tez).

Czy Boga powinno się wyrzucić z nauki? Nie jest to chyba puste pytanie i pusta stwierdzenie - bo jest to temat jak najbardziej aktualny, chyba jeszcze bardziej teraz, gdy nauka przeżywa swego rodzaju medialny renesans. Od czasów rozszyfrowania zapisu ludzkiego DNA, poprzez człowieka z Flores, misje na Marsa, eksplodujące czarne dziury - tudzież czarne dziury-ziemiożerczynie, którymi straszono gdy pierwsze protony śmigały przez Wielki Zderzacz Hadronów - przez te wszystkie zdarzenia o niepodważalnym znaczeniu naukowym (i nie mniej podważalnym udziale pseudonaukowego, histerycznego miejscami folkloru nauki społecznej) przewija się coraz silniej dostrzegalne usocjalnienie nauki i wepchnięcie jej między ludzi. W takiej sytuacji pytanie o miejsce Boga w nauce jest naprawdę istotne (szczególnie, gdy żyje się w państwie konkordatowym - takim bowiem jest nasze skromne PL). Uniknę tutaj wywoływania do tablicy całych rzesz filozofów i teologów - bo i nie jest to potrzebne i nie czuję się ku temu kompetentny, tudzież wystarczająco dobrze rozeznany. Ale jednak - co myślę o tym ja?

Na jednym ze swoich wykładów prof. Jan Kozłowski - czołowy polski ewolucjonista - powiedział, że dla niego teoria ewolucji i powstania Ziemi nie kłóci się z wizją Boga. Ja dodam więcej - jeśli cokolwiek kłóci się z ideą Boga - to tylko i wyłącznie w sferze nadinterpretacji (lub niedoinformowania) strony tak twierdzącej. Bo przecież elementarnym błędem jest próba łączenia metafizyki (domena Boga) i nauki. To są przejawy ludzkiej aktywności rządzące się różnymi prawami i korzystające z różnych metod - zarówno wiara w Boga jak i w jego nieistnienie mało mają wspólnego z kształtowaniem własnego światopoglądu naukowego. Dziwi mnie - i trochę przeraża - że naukowcy wychowują sobie obecnie gwardię ateistycznych istot, które z jednej strony nie grzeszą brakiem wykształcenia - z drugiej zaś strony wykazują podziwu godne, puste i bezowocne umiłowanie do niszczenia i rozwalania wszystkiego, co z religią bądź Bogiem się wiąże, bez zważania na jakiekolwiek tzw. uwarunkowania. Brak krytycyzmu i zapamiętanie w tej walce są czasem wręcz śmieszne.

Ciągle jeszcze nie jestem naukowcem i trudno utożsamiać mi się z tzw. środowiskiem, ale mam nadzieję, że w końcu ktoś poważnie weźmie się za wyprostowanie pewnych stereotypów, upowszechnienie filozoficznych dociekań do postaci akceptowalnej przez społeczeństwo - wyzbywając się jednocześnie retoryki 'Idei Urojonych' i 'kontr-Idei nie-Urojonych', kodyfikowanych w następujących po sobie książkach, mających sprawiać pozór dialogu. Czy Boga trzeba wyrzucać z nauki? Choć może się mylę - nie. Bo przecież nigdy tam się 'nie pchał', nikt Go tam nie wkładał. 'Bóg w nauce' to coś, co rozgrywa się w sumieniu i wnętrzu każdego człowieka, szczególnie zajmującego się tą nauką - bo dla wierzącego i tak On tam jest, bądąc przecież wszędzie. Zaś dla nie wierzącego - po prostu Go nie ma niegdzie. Czy trzeba komuś DOWODZIĆ swoich przekonań?

3 komentarzy:

kdwa said...

Niedawno na kazaniu usłyszałam takie porównanie, że rozmawianie wierzącego z niewierzącym o Bogu to jak rozmowa widzącego z niewidomym o kolorach ( lub słyszącego z głuchym o dźwiękach). Druga strona może mieć jakieś wyobrażenie o Bogu, próbować jakoś np. intelektualnie Go dotknąć, ale pozostaje mu tylko wyobrażenie. Takie osoby nie mogą się do końca porozumieć, bo ich punk widzenia jest całkowicie różny. To taka refleksja na temat udawadniania komuś istnienia Boga i generalnie przekonywania kogokolwiek do wiary. Dużo by o tym pisać, ale aura nie sprzyja gimnastyce mózgu ;) Co do całego tego zamieszania na temat "wyrzucania Boga z nauki" to zgadzam się z przedmówcą ;) P.S. Podobno główny nurt Kościoła Katolickiego przyjmuje biblijny opis stworzenia świata w ciągu 7 dni (kwiatek z sieci). Chyba należę do innego Kościoła Katolickiego..

Unknown said...

Oczywiście - problem z tym, że strona przeciwna (bo przecież kazanie wypowiadał jak sądzę wierzący) może mówić że to ateizm jest tym kolorem, nie widzianym przez nas, 'wierzących daltonistów'; no ale to właśnie problem niezrozumienia... Ja chyba też należą do 'innych' katolików. Tym bardziej że przecież JPII stwierdził, że teoria ewolucji nie jest sprzeczna z PŚ ;) Wierzenie, że ziemia powstała w 7 dni z całym tałatajstwem ma w sobie coś z naiwności, nie ubliżając tym co tak myślą ;)

kdwa said...

No jasne, że nie chodziło tu o wartościowanie (ani mi ani temu księdzu) tylko o różnicę w doświadczeniu i, jak napisałeś, problem niezrozumienia.

Blogger templates

 

Copyright © SzyM Design by Free CSS Templates | Blogger Theme by BTDesigner | Powered by Blogger