Sunday, October 12, 2008

Coś nie tak

Swego czasu zastanawiałem się - jak to jest, że niektóre, z biologicznego punktu widzenia czynności 'reprodukcyjne' człowieka utrzymują się w populacji. Np. adopcja - z punktu widzenia biologii nie powinna mieć miejsca, bo ani nie przekazujemy genów, ani nie pomagamy komuś spokrewnionemu w stopniu wystarczającym do zastosowania reguły Hamiltona. Również łączenie się na całe życie w parę - z ewolucyjnego punktu widzenia jest mało opłacalne. Gdzie w tym wszystkim jest inwestycja, która zapewnia trwałość zjawiska - jak w przypadku małżeństwa?

Otóż inwestycja jest - i jest nią wesele. Ludzie mają wyjątkowo zrytualizowany sposób wchodzenia w relacje seksualne, poprzedzone jest to wszystko bowiem bardzo złożoną grą mającą stworzyć określony kontekst kulturowy - i to on, jak sądzę, utrwala wzorce, z punktu widzenia ewolucji biologicznej absurdalne, z punktu widzenia ewolucji kulturowej już bardziej racjonalne i wyjaśnialne... Ostatnio miałem okazję wziąć udział w takim rytualnym zawarciu 'kontraktu reprodukcyjnego' - jak określił by to zapewne oschły ewolucjonista (którym jak najbardziej nie jestem). Rodzina moja zdziczała już trochę w bezweselnej rzeczywistości - więc całość była troszkę orientalnym doświadczeniem, miejscami nawet chyba groteskowym. Wyszedł na jaw także mój brak elementarnej wiedzy w tej materii.

Zaczęło się od oburzenia mojej mamy, kiedy to nie byłem w stanie wykazać się szczegółową wiedzą dotyczącą roli świadka, a także tego co robi pan młody (idzie z drużbami po pannę młodą do jej rodzinnego domu) a co panna młoda (nic nie robi, tylko czeka). Cała rytualizacja rozpoczyna się już w chwili wejścia pana młodego do domu panny młodej, gdzie czaka na niego szereg zasadzek oraz zasieków psychologicznych, broniących dostępu do ubranej w absurdalnie afunkcjonalny strój przyszłej partnerki. Po tym fakcie i szczęśliwym wydostaniu kobiety z jej dotychczasowego miejsca przebywania para odbywa rytuał mający na celu wzmocnienie wagi zawieranego małżeństwa.

Potem - zaczyna się wesele. Jest to doprawdy zabawne wydarzenie. Już sam fakt, że grmaodzi ono w jednym miejscu i (!) czasie szereg osób z dwóch całkiem oddzielnych linii genealogicznych, jest wystarczająco zaskakujący. Co więcej są to ludzie, którzy (nawet w obrębie danej linii genealogicznej) nie mają sobie na codzień zbyt wiele do powiedzenia. Wesele staje się więc okazją do rytualnych 'rozmów o niczym' oraz tzw. 'rodzinnej kurtuazji', mającej wzmocnić nadwątlone relacje genetyczne oraz odtworzyć pierwotny stan psychologicznej więzi. Powstaje tutaj także zupełnie abiologiczna i genetycznie nieusankcjonowana relacja między dwiema różnymi liniamii genetycznymi - której to relacji wyrazem i uosobieniem jest para młoda.

Wesele - poza aspektem psychologicznym - ma też aspekt materialny. W gruncie rzeczy opiera się ono bowiem na schematycznym rytuale wprowadzania do przewodów pokarmowych uczestników (w sposób kulturalny oraz wysoce przemyślany) fragmentów pożywienia. W połączeniu z aktywnością ruchową, polegającą na przemieszczaniu się w parach po wolnej przestrzeni, kurcząc określone partie mięśni w rytm muzyki - daje to całościowy obraz wesela jako fizjologicznego i psychologicznego fenomenu, odgrywającego doniosłą rolę w umacnianiu faktu zawarcia wspomnianego wcześniej 'kontraktu'. Niesamowitym wydaje się w tym wszystkim ewolucja kulturowa, która doprowadziła do wytworzenia tak złożonych zachowań, służących - z biologicznego punktu widzenia - tylko prokreacji.

Na szczęście my - ludzie - mamy coś jeszcze, co na bok odsuwa każdy aspekt naszego rozrodczego behawioru, nawet tak zrytualizowany i wyrafinowany jak wesele. To coś - to oczywiście miłość. I na szczęście to ona może służyć za całe wyjaśnienie - bo ja osobiście wesel nie znoszę ;)

0 komentarzy:

Blogger templates

 

Copyright © SzyM Design by Free CSS Templates | Blogger Theme by BTDesigner | Powered by Blogger