Saturday, January 31, 2009

Dzieje się w akwarium ;)

Gdy byłem w podstawówce - moja książka do 6 klasy była czerwona, było w niej mnóstwo obrazków które intrygowały nienawykły do nadmiernej komplikacji umysł. Był tam rozdział o paprociach, a w nim coś, co innych przerażało, ale mnie fascynowało. Cykl rozwojowy. Dla nienawykłego dzieciaka cykl rozwojowy, przemiana pokoleń, ba, METAGENEZA - to było coś zupełnie nowego. No jak to - cykl. No wrzucasz nasionko i rośnie. Pomidor. Nasturcja. Czasem wrzucasz cebulkę - i rośnie. Patrz - krokus, hiacynt, tulipan... Żadnych uwicionych poskręcanych jak paralityk plemników, żadnych rodni i niuansów - gdzie wsadzić n a gdzie 2n - i co to 2n w ogóle znaczy...

Aż nagle - czyta młody (jeszcze nie wie że w przyszłości)biolog o paprociach. O ich skrytej prywatności. O przedroślu, które ma kształt - nomen omen - serca. O tym, że gdzieś tam, w bezksiężycową noc, w runie odległego lasu, w wilgotnych mchach i zimnej rosie dzieje się mikroskopijny cud. Opisy tego, co się wydarza u podnóża przedrośla - wywoływały we mnie dreszcz. Bo tu nie chodziło o jakąś część wiedzy, o rozumienie lub nie co to jest diploidalność a co to gametofit. Co to chwytniki i gdzie są plemnie. Nie. Tutaj chodziło o małą szmaragdową tajemnicę, która jednocześnie namacalna i nieuchwytna drążyła mały przyrodniczy mózg. O dokładnie to samo - co wydarza się w tajemnicy biologii, gdy powstaje nowe życie - ale tutaj wydarzało się to... magicznie. Przedrośle urastało niemalże do kształtu osławionego paprociowego kwiatu, małego i niewidocznego cuda, które bieda odnaleźć, a które jest tak naprawdę w tym wszystkim najważniejsze...

Z owej czerwonej książki, z której okładki śmiał się gil i którą ciągle mam w biblioteczce - pamiętam także magiczną instrukcję jak owe przedrośle wyhodować. Jak zobaczyć na własne oczy to, co tajemniczo i prywatnie rozgrywa się w ciemną noc i daleko od nas. Niestety - albo moja wiara była zbyt słaba, albo za mało znałem się na magii paproci, bo przedrośle nigdy mi nie wyrosło.

Dzisiaj jestem już biologiem. Chyba mam prawo tak się nazywać - nie ważne czy ideologicznie, czy zawodowo. Dopełniłem wszystkich formalności - więc mówię o sobie 'biolog'. Brzmi poważnie, nie? Niby tak... Ale i tak - gdy w mojej hodowli roślin owadożernych znalazłem małe, zielone serca - zapulsowała w moich wspomnieniach fascynacja magią przyrody. Może to brzmi trywialnie. Może dziwnie - ale przecież na tych najdrobniejszych zachwytach nad tym, co po cichu i skrycie żyje wychowałem to swoje 'biologowanie'. Nie na ANOVA, nie na split-plot design. To narodziło się wtedy, nad czerwoną książką. I nad innymi książkami, które mówiły niby o niczym - ale i o wszystkim. O przedroślach na przykład.







2 komentarzy:

kdwa said...

aaaaaa, jakie PIĘKNE!!! Prawie na Walentynki :P:P Też mi kiedyś wyrosły w doniczce. Właściwie nie wiem jak to się stało. Przyniosłam rozmnóżki jakiejś paproci z Ogrodu Botanicznego i posadziłam a za jakiś czas i przedrośla się pojawiły. Widocznie przywlokłam jeszcze trochę zarodników przy okazji :D No i uczyłam się w szkole o tych wszystkich cyklach, a dopiero na IV roku studiów po raz pierwszy zobaczyłam to małe serduszko i to w dodatku przypadkowo...

Unknown said...

a jak zarąbiście wyglądają pod lupą!!! wczoraj robiliśmy małą sesję 'zobacz rodnie na przedroślu' i wiesz co?? widac je! :) szkoda ze moim aparatem nie da sie zrobic zdjec spod lupy......

Blogger templates

 

Copyright © SzyM Design by Free CSS Templates | Blogger Theme by BTDesigner | Powered by Blogger