Tegoroczny sezon na Gotlandii dobiega końca. Wyspa chyba po raz kolejny daje o sobie znać inaczej - bo zawsze była inna. Czasem - ciepła, przytulna. Czasem potargana wiatrem i irytująca mlaskającym błotem. W tym roku zimnem przeszła samą siebie - pytanie tylko polega na tym - czy można jej nie kochać?
Jak co roku - mam dość. No bo nie można nie mieć dość takiej harówy. A z drugiej strony - wiem, że za rok znów z chęcią zanurzę się w magię Gotlandii. Ludzie? Zawsze byli tutaj różni - zawsze tak samo frapujący. Nie ważne, czy chodziło o ciepłe noce przy wielkim, nieprzyzwoicie płaskim TV, czy też o zapchane tęsknieniem i zwyczajnym brakowaniem chwile - zawsze ludzie dawali na Gotlandii czadu. I w tym roku reguła potwierdziła się. I tylko jedno od jakiegoś czasu napełnia niesamowitą fascynacją... Że może aż tak brakować. Że może aż tak być pusto. Przecież to tylko miesiąc - a zdaje się niekończącą się ścieżką w gęstym lesie...
Gotlandia jest niezwykła bo wyzwala zawsze w człowieku nostalgię. Jest piękna i ciepła, czysta i jasna - ale wiatraki unieruchomione na nieskończoność, gęsi sunące na tle kreski morza, nieskazitelność bijąca po oczach tak - że niemal nierealna - wszystko to sprawia, że nie nadąża człowiek za własną słabością. Tresuje mnie Gotlandia - a od zeszłego roku szczególnie brutalnie i bezwzględnie. Choć wiem, że czas leci i zbliża a nie oddala - w dalszym ciągu pojawia się cień wątpliwości "A co jeśli?"
Gotlandia - wyspa słońca. Wyspa strachu? Chyba czasem też. Strach, przed powrotem do pozostawionych w środku życia pomników - że obrosły mchem, że stoczyły się i rozpadły w pył. Że nie poznamy ich twarzy... Zapomnienie i nierealność to chyba będą na zawsze jej alternatywne twarze. Czas przestaje mieć znaczenie i szybko zapominasz co to dni tygodnia, co to upływający czas. Miesiąc i tygodnie zleją się w jedno - a białe noce dopełniają abstrakcji szarpiącej zmęczony u progu każdego dnia/nocy umysł.
Po raz drugi mam wrażenie, że jakoś zaczynam żyć tym sposobem tęsknienia - a z drugiej strony, że jest to coraz bardziej nieznośne. Bo cóż z tego, że tu są storczyki. Cóż - że stada ptaków o jakich mało komu się śni. I lasy przesycone czarem. I trolle za dębem, i skrzaty w kamiennym kręgu. I kościoły zastygnięte w ułamku każdej chwili - tak niepokojąco 'za-dużo', na każdym skrawku tutejszej rzeczywistości... Cóż z tego wszystkiego - jeśli powraca wciąż uparta myśl, ciepło-słodka, słodko-gorzka. O dziwnej własności ludzkiego umysłu, mającej coś z puzzla pasującego w jednym tylko miejscu całego kosmosu.
Sezon w tym roku dał o sobie mocno znać. Bardzo dobrze i dobitnie - bo Gotlandia to nie przelewki. Jest gdzieś w jej wapiennym sercu stara magia, może ukryty gdzieś wśród lasów topór Thora, może Walkiria błąkająca się bez celu przez lasy Fide Odvalds i stare ogrody Faludden. A może to po prostu tęsknota spotęgowana, wyciągnięta do granic bólu. Ciekawe czy u każdego człowieka? I czy u każdego - do granic?
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
0 komentarzy:
Post a Comment