Sunday, January 23, 2011

Ździebko refleksyjnie

Temat przewałkowany razy tysiąc i jeden. Inercja polskiej młodzieży się-uczącej, głównie na levelach studia+. Diagnoza - nieuleczalny opór stawiany kreatywności. I teraz dlaczego? Przynajmniej tabuny specjalistów nad tym się już wielokrotnie głowiły. Stada ułożonych pań w żakietach szukały złotego środka - i tego "w" i tego "na", zasiadając przy stołach z zielonym obrusem, mineralką i sprite'm na wypadek zaschnięcia w gardle. Efekt - nowa ustawa o kształcie naszej kochanej nauki. A ja wolę mówić - ustawka, bo przecież jak na razie bardziej niż zgrane działanie na rzecz promowania wiedzy, uruchamianie owej prawodawczości przypomina potyczkę niezorientowanych kibiców (nikt nie wie kogo i za co bić, ale bić trzeba i warto, bo przecież szansa zbicia kogoś z obozu "naprzeciwko" jest niezerowa - ot, o tyle chociaż nauka o prawdopodobieństwie wkracza na salony polskich naukowych elit).

Skoro ustawka - to może i nauczka, w miejsce nauki? Bo nauczka na pewno będzie. Nowe prawo o szkolnictwie wyższym - i nauce - ma wielkie szanse i perspektywy. Są nawet tacy, którzy widzą tutaj potencjał, mają nadzieję, ufają mędrcom naszej władzy wykonawczej. Ja nie mam złudzeń, a na pewno straciłem ostatnie po kilku tygodniach obserwacji zamieszania i potyczek wokół uruchomienia nowego serca naszego naukowego krwiobiegu - Narodowego Centrum Nauki (swoją drogą, w nomenklaturze widzę - może czysto subiektywnie - uroczy melanż socjalistycznego patosu i mody wzorowanej na zachodnich bytach). A ile w tym jest miejsca dla toczący naszą młodzież antyrobizm?

No cóż. Nieproduktywna nauka, niedbający o pomysły i rozwijanie własnej kreatywności naukowcy, zakonserwowane ośrodki, całe instytuty pogrzebane pod sedymentem zatwardziałych tradycyj i hipotejz wydajnie produkowanych przez "starszyznę" - wszystko to emanuje obezwładniającą wręcz antymocą. Wspaniałe i chwalebne wyjątki potwierdzają tylko smutną regułę. Na etapach jeszcze zanim młody człowiek rozważy naukową karierę jego mózg karmiony jest obrazem i schematem niewymagającej wysiłku struktury, sztucznie generującej pozór wyrafinowania i dynamizmu. I tak jakoś powoli domyślne staje się zachowanie w stylu "przyszedłem bo zapłacone, ale stanę z boku i poczekam do końca". Takie są właśnie studia - na wszystkich etapach - w naszym kraju. Z góry opłacona i tym samym bierna impreza. Jeśli nie widać potrzeby do bycia aktywnym, pytającym i wątpiącym, jeśli nie widać w ogóle różnicy między naukowcem który pyta a tym który i tak ma wszystko więc po prostu czołga się przez swoje curriculum vitae - nie ma też ani jednego sygnału, że na byciu takim właśnie upierdliwym detektywem wiedzy można skorzystać.

Więcej! Nawet gdy już uformuje się ów głodny informacji mózg, gdy wkręca się powoli w tryba machiny, obracany przez dziesiątki sekretariatów i formularzy - ani na chwilę nie traci złudzeń. Jest tylko studentem/pracownikiem (tym, co w danej chwili jest wygodniejsze, tańsze, szybsze i mniej wymagające). Od początku jest uczony, że do pięt mędrców wydziałowych rad nie dorasta. Nie dla niego granty i pieniądze - na pewno by je wydał źle, sprzeniewierzył, zmarnował szansę na wiekopomne dzieła; zresztą - nie do pomyślenia by ktoś taki był lepiej zorientowany niż właściciel stopnia/tytułu naukowego. I tak ten ktoś wykształca silne przeciwciała - na pracę, na wysiłek, na zaangażowanie. Nawet praca doktorska - jej format i kształt - hamują każdy kreatywny zapęd (choć tutaj, zwracając honor ustawodawcom, na 100% zmiany już następują).

Powrót z niepolskiej do naszej naukowej rzeczywistości jest i łatwy, i smutny. Łatwy bo z miejsca gdzie od Ciebie wymaga słuchacz wracasz tam gdzie wymaga co najwyżej hieroglificzny sposób rozliczania faktur. Smutny - bo jeszcze lepiej widać czym nauka polska mogłaby być a czym nie jest, w najbliższym czasie raczej nie będzie, i konsekwentnie marnuje kolejne szanse na wybicie się ponad utarty niczym buraczki na obiad schemat. Żeby było jasne - mimo braku złudzeń, ja mam wielką nadzieję i ochotę na ten nowy porządek i "Nowy wspaniały świat" - ale kto wie co tak naprawdę czeka za zakrętem. Brak złudzeń ma to do siebie, że utrudnia pielęgnowanie nadziei i sprawia, że jest się co najwyżej dzieckiem matki głupich ludzi.

Hmm, może jednak jeszcze jakieś złudzeniE mam? Tylko chyba dzięki temu, że mam okazję pracować w jednym z tych nielicznych, ale jakże chwalebnych wyjątków. Ale pojedyncze wyjątki jeszcze nigdy nie zmieniły reguł gry... Zobaczymy.

0 komentarzy:

Blogger templates

 

Copyright © SzyM Design by Free CSS Templates | Blogger Theme by BTDesigner | Powered by Blogger