Monday, August 29, 2011
Popodróżowo
Sierpień był dość wyjazdowy - mniej może niż zeszłoroczne szaleństwo z południową półkulą w tle - ale jednak. Portugalia i Niemcy w odstępie marnych 2 dni wytchnienia. I od razu kolejne podróżnicze rozczarowanie. Portugalia - ze swoim osiągalnym samochodowo na tysiącudziewięćciusetdziewięćdziesięciutrzech metrach Torre, z Porto i (bajeczną, tak mówiły pewne dwie dziewczyny) plażą w Lagos - obroniła się jedynie ilościami serwowanego jedzenia (zwyczajnie ale smacznie - tak mogę ją podsumować) oraz porto pitym w Porto. Finito. Oficjalnie wykreślam ten kraj z (dobrowolnego) zestawu podróżniczego. Nie wiem czy to kwestia pewnego (już chyba u mnie zawyżonego) progu reakcji na podróżnicze uniesienia, czy może kwestia bardziej wyrafinowanych potrzeb eksploratorskich - nie wiem. Wiem natomiast jedno - takich emocji jak autostop w Norwegii czy tunele kolejowe przed Machu Picchu nie oferuje Portugalia (choć uczciwie przyznaję, że starała się dzielnie, napinała te i inne przylądki, nie wspominając o rozpaczliwej niemalże żąglerce franciszkańskimi kośćmi w osławionej Capella dos Ossos - Kościanej Kaplicy w Evorze). Zaś jeśli ktoś czuje potrzebę uwiecznienia swojej osoby w turystycznych kronikach tego kraju, czy to ze zwyczajnej nieufności w stosunku do moich słów - czy może z potrzeby dodania sobie kolejnej szpilki na Travel Brain - mam radę wartą około 2500 złotych: tani lot do Porto, impreza do rana przy wtórze fado i z towarzyszeniem lokalnego wina - a po zaleczeniu kaca równie tani lot do Ziemi Piastów (lub innej Ziemi, wybór pozostawiam już każdemu indywidualnie).
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
0 komentarzy:
Post a Comment