Friday, February 17, 2012

Smak chrustu

Faworki to fajny smakołyk. Bierzesz jedno takie małe, poskręcane coś do ust. Pierwsze wrażenie jest średnie. Sypki cukier puder oblepia wargi - mało komfortowe. Czujesz suche ciasto, trochę jak chrupka tektura bez smaku. Ale kończysz to pierwsze ugryzienie, słyszysz jak strzela i szeleści w ustach, cukier puder wreszcie dociera do śliny i pojawia się pierwsze miłe łaskotanie słodkością. Przez mały, drobny ułamek sekundy - zawsze niezmiennie tak samo! - czujesz/myślisz/żałujesz że to już koniec, że już wszystko. Ale nie... Bo ciasto szybko wiglotnieje w ustach. Coś, co miało być tylko suchą, bezpłciową podstawką na cukier - nagle ożywa. Zaczynasz czuć całą, coraz bardziej krzykliwą orkiestrę smaków. Wciągające maślane ciepło, które sprawia że za uszami czujesz łaskotanie gdy mięśnie odruchową już już chcą się kurczyć i zatrzasnąć kolejny ruch szczęki. Łagodna słodkość ciasta i posmak żółtka - i słyszy się skwierczenie smalcu gdy jako maluch wystawiało się głowę nad krawędź tłustoczwartkowego pieca. Trzeba pewnego wysiłku woli, by przezwyciężyć chęć pozostania w tym momencie, gdy słodkie ciasto oblepia język i policzki, trzeba trochę samozaparcia by poruszyć szczękami i skończyć tą chwilę. Ale półmisek jest pełny - a ślinianki tylko czekają na następną, rozpustną orgietkę. Więc bierzesz kolejny kawałek. Pierwszy kęs i znów - suchy, lepko słodki, tekturowy... Ech. Koniec karnawału nigdy/zawsze (nie) był tak cudowny...

0 komentarzy:

Blogger templates

 

Copyright © SzyM Design by Free CSS Templates | Blogger Theme by BTDesigner | Powered by Blogger