Thursday, November 13, 2008

23

Klimat ostatniego Klubiku uległ stanowczej zmianie. Ale po kolei.

Przed naszym cudownym świątkiem (bo przecież nie świętem no sorry) był 'Svidd Neger'. Szczerze - w czasie oglądania przez głowę przebiegały mi nieokreślone bełkotliwe zwrotki nieistniejącej piosenki, przywodzącej na myśl stwierdzenia typu 'matko', 'catharsis', 'to tak się da?'. Film jest - mocny. Dobry - ale mocny. Czuje się jakiś posmak po jego obejrzeniu - i nie chodzi tu o posmak mleka (zobaczycie, zrozumiecie ;)). Absurdalność w 'Svidd Neger' sięga szczytów i chyba tylko jego norweskość uratowała moja klepki od poodpadania. Polecam i ostrzegam. Łatwopalne.



W pamiętny zaś dzień listopadowy jedenstay w kolejności obejrzeliśmy (vox populi dał w dupę) 'Numer 23'. Film jest - miejscami zgrabny, miejscami inteligentny, miejscami - ba, interesujący. Pominę kwestię haseł w stylu 'prawdziwym pytaniem filozofii jest - zabić się czy się nie zabić?'. Ogólnie rzecz biorąc w filmie dominuje paranoiczny klimat usiłowania wzbudzenia w widzu poczucia wspólnoty z bohaterem uwięzionym w (o zgrozo) uniwersum rządzonym przez (ojej) liczbę 23, która jest dosłownie (to straszne) wszędzie. Niestety - z zadania domowego pod tytułem "Hitchkock" twórcy się nie wywiązali. Napięcie rośnie przez 2/3 filmu (wprawdzie rośnie jak u impotenta - ale zawsze) żeby pod koniec zrobić... No właśnie. Zrobić puf. Nie bum, nie łaaaa!, nie szastprast! - tyl puf. A raczej takie pfffff.... Znika. Dematerializuje się zostawiając nas z apokaliptyczną wizją wskazówek zegara, ustawionych na cyfrach - a jakże(!) - 23.

Widziałem ten film 2 razy. Ocena po pierwszym 8/10. Po drugim 2/10. Średnia 5. I minus 2 za Carreya.


0 komentarzy:

Blogger templates

 

Copyright © SzyM Design by Free CSS Templates | Blogger Theme by BTDesigner | Powered by Blogger