Odeszła Szymborska. Smutno.
Read full post »
Browse » Home » All posts
Wednesday, February 1, 2012
Saturday, January 21, 2012
Sensu 'science' znaczy sensu 'artes'
Mam nadzieję, że znani mi medycy, ekonomiści, humaniści nie poczują się urażone. Ot - krytyka konstruktywna w moim odczuciu może jedynie... konstruować. A po kilku ostatnich prezentacjach i wizualizacjach moich kolegów nie-przyrodników - wniosek mam jeden. Niestety, nie potrafią prezentować się i swoich idei. I nie chodzi mi tu o meritum - tu jak zwykle poziom jest wysoki. Chodzi bardziej o artyzm. O estetykę tabel i wykresów. O mapy, kolory - słowem, o artyzm przejrzystości. Stąd moja teza - przyrodnicy to artyści. Już tłumaczę.
Nie wiem czy to przez uwarunkowania genetyczne, czy może obcowanie z odpowiednim podzbiorem publikacji - przyrodnicy znani mi posiadają zawsze działającą umiejętność generowania wykresów, które są ładne, ilustracji danych, które są zgrabne, lekkie i stonowane, tabel które nie wyglądają jak więzienna krata. Są artystami - malarzami czytelności i jendnoznaczności. Czy trudno jest zająć się taką sztuką? Drodzy strapieni - choć pie chart wygląda jak tort - jest o wiele bardziej niestrawny. Choć Garamond to szeryfowa piękność - spisanie nią tabele to co najwyżej rozmazane kłaczki. A trójwymiar w każdym kącie i zakamarku? Czy to jest Matrix żeby wszędzie nam udowadniać, że rzeczywistość ma naprawdę 3 wymiary? Litości i zdolności - tego życzę wszystkim niepokornym wizualizatorom danych!
Read full post »
Nie wiem czy to przez uwarunkowania genetyczne, czy może obcowanie z odpowiednim podzbiorem publikacji - przyrodnicy znani mi posiadają zawsze działającą umiejętność generowania wykresów, które są ładne, ilustracji danych, które są zgrabne, lekkie i stonowane, tabel które nie wyglądają jak więzienna krata. Są artystami - malarzami czytelności i jendnoznaczności. Czy trudno jest zająć się taką sztuką? Drodzy strapieni - choć pie chart wygląda jak tort - jest o wiele bardziej niestrawny. Choć Garamond to szeryfowa piękność - spisanie nią tabele to co najwyżej rozmazane kłaczki. A trójwymiar w każdym kącie i zakamarku? Czy to jest Matrix żeby wszędzie nam udowadniać, że rzeczywistość ma naprawdę 3 wymiary? Litości i zdolności - tego życzę wszystkim niepokornym wizualizatorom danych!
Apteczna Pytia
Apteki budzą ostatnio wiele emocji. I wcale nie chodzi tutaj o ustawę refundacyjna - choć faktycznie spowodowała ona powstanie całkiem nowej gałęzi w przestrzeni medialnej - i całkiem nowej nomenklatury, obyczajowości i grup poparcia/nienawiści. Ale dopiero ostatnio - gdy kupowałem mało znaczące leki - apteka zaczęła mi się jawić jako miejsce mroczne. Straszne. Miejsce ostatecznego rozwiania się lub potwierdzenia naszych nadziei na rychłe zdrowienie. Nawet nazwa - apteka - po zastanowieniu brzmi złowieszczo. Idealne miejsce dla bezdusznego, tajemniczego alchemika zdrowia, ważącego bezcenne medykamenty i dyktującego za nie ceny swoim ofiarom (bez urazy dla aptekarzy!)
Z Greki - apteka ἀποθήκη znaczy przechowalnia towarów, wręcz spiżarnia. Dla mnie osobiście miejsce to jest raczej smutne, zwłaszcza, gdy bohaterami jednoosobowych monodram są ludzie biedni, schorowani fizycznie, psychicznie i społecznie. Cienie dotychczasowych mieszkańców ich ciał, bezwolnie wrzucane receptami w wir pielgrzymowania za cenami, zamiennikami i uprzejmością aptekarzy. Czy nie jest przykre gdy osoba musi pogodzić się ze swoim losem właśnie tutaj? Wśród innych zniecierpliwionych klientów, którzy z nienawiścią ważą każde jej słowo niezdecydowania i strachu - gdy niebotyczny rachunek trzeba zacząć ogołacać z kolejnych specyfików i jednocześnie - z kolejnych dni zdrowienia? Ceny leków szczytują - i choć wydaje się, że wyżej się nie da - firmy farmaceutyczne budują swoją własną geometrię wysokości. Świadome, doskonale świadome swojej władzy i możliwości - windują, podbijają, przesadzają, ble tylko wyjść na 100-krotny plus. A wszystko i tak rozgrywa się w przestrzeni apteki - jak na scenie pokręconego teatru. Gdzie Bogu ducha winna aptekarka po prostu skreśla kolejne specyfiki, ale stoi zakłopotana gdy kalkulacje ceny wywierca w oczach ofiary wielkie dziury. Apteki stały się miejscami egzekucji i często upokorzenia. Smutne to, przykre. Przede wszystkim bowiem - nie szkodzić.
Read full post »
Z Greki - apteka ἀποθήκη znaczy przechowalnia towarów, wręcz spiżarnia. Dla mnie osobiście miejsce to jest raczej smutne, zwłaszcza, gdy bohaterami jednoosobowych monodram są ludzie biedni, schorowani fizycznie, psychicznie i społecznie. Cienie dotychczasowych mieszkańców ich ciał, bezwolnie wrzucane receptami w wir pielgrzymowania za cenami, zamiennikami i uprzejmością aptekarzy. Czy nie jest przykre gdy osoba musi pogodzić się ze swoim losem właśnie tutaj? Wśród innych zniecierpliwionych klientów, którzy z nienawiścią ważą każde jej słowo niezdecydowania i strachu - gdy niebotyczny rachunek trzeba zacząć ogołacać z kolejnych specyfików i jednocześnie - z kolejnych dni zdrowienia? Ceny leków szczytują - i choć wydaje się, że wyżej się nie da - firmy farmaceutyczne budują swoją własną geometrię wysokości. Świadome, doskonale świadome swojej władzy i możliwości - windują, podbijają, przesadzają, ble tylko wyjść na 100-krotny plus. A wszystko i tak rozgrywa się w przestrzeni apteki - jak na scenie pokręconego teatru. Gdzie Bogu ducha winna aptekarka po prostu skreśla kolejne specyfiki, ale stoi zakłopotana gdy kalkulacje ceny wywierca w oczach ofiary wielkie dziury. Apteki stały się miejscami egzekucji i często upokorzenia. Smutne to, przykre. Przede wszystkim bowiem - nie szkodzić.
Thursday, December 29, 2011
Tuesday, December 27, 2011
PostXmas
Nie lubię takiej poświątecznej smętności. Dobiega końca drugie dzień świąt - i człowiek imploduje. Zapada się w sobie, w niechęci powrotu do pracy, w oporze przed wpadnięciem na powrót w trybiki rzeczywistości. Momenty, które były tak ciepłe i magiczne (choć magią co roku idealnie reprodukowalną) - irytująco szybko się kończą. I jeszcze tylko resztki wigilijnych zup nas drażnią sarkastycznie smakiem jakby wprost wyjętym ze świąt. Trzewia powoli otrzepują się z szoku jakim było ich nad-miarę dociążanie - i w denerwującym bezwzględnością upływie czasu wszystko znika. Telewizja próbuje oczywiście reanimować tego ducha, serwując jeszcze ciepłe i tlące się hity wprost-na-święta. Ale agonia jest nieunikniona, powolne i bezwzględne normalnienie dnia i odmagicznianie nocy. Tegoroczne święta nawet nie muszą specjalnie galopować uciekając z codzienności - przecież brak śniegu już na starcie przyblokował ich pełen wybuch i rokroczny przepych.
Drogie Święta. Czekam na Was za rok. Na ten sam jedyny smak barszczu i jarzyn. Na ten jedyny, zawsze pęknięty wzdłuż kręgosłupa makowiec. Na tą choinkę - tak banalnie najzwyklejszą, tak niezwykle inną. Jeszcze tylko rok ;)
Read full post »
Drogie Święta. Czekam na Was za rok. Na ten sam jedyny smak barszczu i jarzyn. Na ten jedyny, zawsze pęknięty wzdłuż kręgosłupa makowiec. Na tą choinkę - tak banalnie najzwyklejszą, tak niezwykle inną. Jeszcze tylko rok ;)
Subscribe to:
Posts (Atom)